Właśnie w tym budynku miała się zmienić moja przyszłość, a przeszłość odejść w siną dal i zostać zapomniana. Wszystko mogło (miało) się zmienić.
Wypuściłam głośno powietrze z płuc tak, jakbym miała tym samym wypuścić moje zdenerwowanie i ruszyłam na przód.
Z budynku wychodzili pojedynczy ludzie, w poważnych strojach, często z kimś rozmawiając przez telefon.
Wchodząc do środka uśmiechnęłam się nieśmiało do jednego z ochroniarzy, którzy zapewne pilnował tutaj porządku i skierowałam się w stronę długiego blatu, który przypominał recepcję, ale Nim w rzeczywistości nie był. Po drugiej stronie blatu siedziała na obrotowym krześle kobieta, na oko o kilka lat starsza ode mnie. Miała długie i proste blond włosy, sięgające jej do pasa. Na nosie miała okulary, a ubrana była w niebieską, aksamitną koszulę, oraz, niech no ja się przyjrzę... czarną spódnicę.
- W czym mogę pomóc? - usłyszałam jej głos blisko mnie, równie aksamitny jak jej koszula i się zlękłam. Wyraz twarzy miała oziębły i przeszywał mnie na wylot. Czułam się jakbym jej coś kiedyś zrobiła.
- Przepraszam. - od razu się zreflektowałam i przybrałam skarcony wyraz twarzy. - Zostałam tu wezwana przez Pana... Iana Hermswotha na godzinę 18:00 punkt. - wydukałam, a kobieta, jakby od niechcenia zabrała się do sprawdzania tego na swoim komputerze. Po chwili wstała z krzesła i spojrzała na mnie bardzo wymownie.
- Zgadza się, godzina 18:00. - potwierdziła, a ja w duchu bardzo się cieszyłam, że nie będę musiała z nią tutaj dłużej "siedzieć". Ta kobieta mnie przerażała, na prawdę. - Ale jeszcze tej godziny nie ma, proszę poczekać tutaj w holu. Zawołam... Panią, gdy będzie właściwa pora. - dodała. Mogłam przysiąc że zrobiła to specjalnie. O co chodzi tej kobiecie?
Nie zbyt zadowolona z obsługi, usiadłam gdzieś na końcu holu, uciekając tym samym od zabójczych spojrzeń Melissy - bo tak miała na imię. A wiedziałam to z tego, że zanim odeszłam zerknęłam na plakietkę zawieszoną na jej lewej piersi. Nie chcę być niemiła ale pierwsze co mi się skojarzyło z jej imieniem to - herbatka na uspokojenie (chociaż niepotrzebne jest to jedno "s"). Myślę że ta baba powinna zażyć kilka takich herbatek... bo hormony w Niej mocno buzują.
- Lessli! - usłyszałam swoje imię, nawoływane gdzieś z końca korytarza. Spojrzałam w tamtą stronę. Machał do mnie dosyć wysoki mężczyzna, dobrze ubrany. Miał ciemne włosy i ciemną karnację.
Niepewnie wstałam z kanapy (w zasadzie to bardzo niewygodnej) i podeszłam do tego gościa.
- Ian Hermswoth, bardzo miło mi Ciebie poznać - wyciągnął w moim kierunku swoją dużą dłoń, pokazując przy tym cały rząd swoich śnieżnobiałych zębów, które były zadziwiająco równe...
Uścisnęłam jego dłoń, przypominając sobie że za długo z tym zwlekam.
- Mi też bardzo miło Pana poznać - powiedziałam, nieśmiało się uśmiechając.
- Jakiego tam Pana? Mów mi po prostu Ian - "grzecznie mnie skarcił" - Pewnie już poznałaś Melissę - wskazał na gburowatą łajzę, śliniącą się na sam jego widok. Kiwnęłam głową. - Mam nadzieję że się polubiłyście - puścił w moim kierunku oczko. Już chciałam zaprzeczyć, ale ugryzłam się w język. Nie chciałam przyjąć wrażenie niemiłej osoby.
Ian ruszył w stronę wind, więc potruchtałam za Nim.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cieszymy się z tego, że przyjęłaś nasze "zaproszenie" i zjawiłaś się dzisiaj tutaj. - wsiedliśmy do windy, a mężczyzna kliknął przycisk z cyfrą "6".
A potem gadał i gadał...
...i Gadał...
... i jeszcze dalej gadał...
... i gadał tak, aż do momentu w którym nie wysiedliśmy z zatłoczonej już windy.
- Najpierw muszę Cię przedstawić głowie naszej organizacji, czyli Panu Williamowi Scootowi. - puścił mnie pierwszą przez wielkie, mahoniowe drzwi, zapewne prowadzące do biura Pana Williama Scoota. Jednak nie.
Kolejne drzwi za Nami i w końcu znaleźliśmy się w jego gabinecie. Mężczyzna był trochę szpakowaty, siedział przy biurku i rozmawiał przez telefon. Ubrany był w granatowy garnitur. Jak na moje oko to bardzo drogi.
Kiedy nas zobaczył od razu zakończył rozmowę telefoniczną mówiąc że "oddzwoni później".
Ian stał obok mnie.
Pan William szybko do nas podszedł i przywitał.
- Bardzo miło mi Ciebie poznać Lessli. - powiedział to tak szczerze, że aż się zaczerwieniłam.
- Mi Pana również - odparłam.
Mężczyzna zaprosił nas abyśmy usiedli, więc to zrobiliśmy.
Potem zaczął mówić o tym jak powstała jego organizacja, jak wiele serca w nią włożył, aż w końcu zakończył na tym, że "we mnie ostatnia nadzieja".
Nie powiem - było mi baaardzo miło.
Potem wraz z Ianem udaliśmy się w stronę pomieszczenia w którym mamy dokonać "transakcji" itd.
Gadaliśmy bardzo długo, co rusz przybywało więcej osób, które byłyby wmieszane w to wszystko.
Poznałam nawet moją przyszłą agentkę - Alex, która jest na prawdę baaardzo sympatyczną osobą i myślę że świetnie byśmy się dogadywały. Ma bardzo poukładane w głowie, ma takt oraz najważniejsze - jest młoda, a to oznacza że na dużo by mi pozwalała.
Teraz wszyscy czekali na jedną, małą odpowiedź z mojej strony, która brzmiałaby "tak". Nie muszę mówić że wielką presję na mnie wywoływali, ale od razu się zgodziłam. Jak mogłam nie przyjąć mojej życiowej szansy?!
Podpisałam z Nimi kontrakt. Kontrakt na trzy lata. Wszyscy zaczęli mi gratulować dobrze podjętej decyzji, wylewnie witać mnie w "swojej załodze", a Ian i Alex powiedzieli że musimy to uczcić.
No więc tak zrobiliśmy... :)
______________________________________________________________
Wchodząc do środka uśmiechnęłam się nieśmiało do jednego z ochroniarzy, którzy zapewne pilnował tutaj porządku i skierowałam się w stronę długiego blatu, który przypominał recepcję, ale Nim w rzeczywistości nie był. Po drugiej stronie blatu siedziała na obrotowym krześle kobieta, na oko o kilka lat starsza ode mnie. Miała długie i proste blond włosy, sięgające jej do pasa. Na nosie miała okulary, a ubrana była w niebieską, aksamitną koszulę, oraz, niech no ja się przyjrzę... czarną spódnicę.
- W czym mogę pomóc? - usłyszałam jej głos blisko mnie, równie aksamitny jak jej koszula i się zlękłam. Wyraz twarzy miała oziębły i przeszywał mnie na wylot. Czułam się jakbym jej coś kiedyś zrobiła.
- Przepraszam. - od razu się zreflektowałam i przybrałam skarcony wyraz twarzy. - Zostałam tu wezwana przez Pana... Iana Hermswotha na godzinę 18:00 punkt. - wydukałam, a kobieta, jakby od niechcenia zabrała się do sprawdzania tego na swoim komputerze. Po chwili wstała z krzesła i spojrzała na mnie bardzo wymownie.
- Zgadza się, godzina 18:00. - potwierdziła, a ja w duchu bardzo się cieszyłam, że nie będę musiała z nią tutaj dłużej "siedzieć". Ta kobieta mnie przerażała, na prawdę. - Ale jeszcze tej godziny nie ma, proszę poczekać tutaj w holu. Zawołam... Panią, gdy będzie właściwa pora. - dodała. Mogłam przysiąc że zrobiła to specjalnie. O co chodzi tej kobiecie?
Nie zbyt zadowolona z obsługi, usiadłam gdzieś na końcu holu, uciekając tym samym od zabójczych spojrzeń Melissy - bo tak miała na imię. A wiedziałam to z tego, że zanim odeszłam zerknęłam na plakietkę zawieszoną na jej lewej piersi. Nie chcę być niemiła ale pierwsze co mi się skojarzyło z jej imieniem to - herbatka na uspokojenie (chociaż niepotrzebne jest to jedno "s"). Myślę że ta baba powinna zażyć kilka takich herbatek... bo hormony w Niej mocno buzują.
- Lessli! - usłyszałam swoje imię, nawoływane gdzieś z końca korytarza. Spojrzałam w tamtą stronę. Machał do mnie dosyć wysoki mężczyzna, dobrze ubrany. Miał ciemne włosy i ciemną karnację.
Niepewnie wstałam z kanapy (w zasadzie to bardzo niewygodnej) i podeszłam do tego gościa.
- Ian Hermswoth, bardzo miło mi Ciebie poznać - wyciągnął w moim kierunku swoją dużą dłoń, pokazując przy tym cały rząd swoich śnieżnobiałych zębów, które były zadziwiająco równe...
Uścisnęłam jego dłoń, przypominając sobie że za długo z tym zwlekam.
- Mi też bardzo miło Pana poznać - powiedziałam, nieśmiało się uśmiechając.
- Jakiego tam Pana? Mów mi po prostu Ian - "grzecznie mnie skarcił" - Pewnie już poznałaś Melissę - wskazał na gburowatą łajzę, śliniącą się na sam jego widok. Kiwnęłam głową. - Mam nadzieję że się polubiłyście - puścił w moim kierunku oczko. Już chciałam zaprzeczyć, ale ugryzłam się w język. Nie chciałam przyjąć wrażenie niemiłej osoby.
Ian ruszył w stronę wind, więc potruchtałam za Nim.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cieszymy się z tego, że przyjęłaś nasze "zaproszenie" i zjawiłaś się dzisiaj tutaj. - wsiedliśmy do windy, a mężczyzna kliknął przycisk z cyfrą "6".
A potem gadał i gadał...
...i Gadał...
... i jeszcze dalej gadał...
... i gadał tak, aż do momentu w którym nie wysiedliśmy z zatłoczonej już windy.
- Najpierw muszę Cię przedstawić głowie naszej organizacji, czyli Panu Williamowi Scootowi. - puścił mnie pierwszą przez wielkie, mahoniowe drzwi, zapewne prowadzące do biura Pana Williama Scoota. Jednak nie.
Kolejne drzwi za Nami i w końcu znaleźliśmy się w jego gabinecie. Mężczyzna był trochę szpakowaty, siedział przy biurku i rozmawiał przez telefon. Ubrany był w granatowy garnitur. Jak na moje oko to bardzo drogi.
Kiedy nas zobaczył od razu zakończył rozmowę telefoniczną mówiąc że "oddzwoni później".
Ian stał obok mnie.
Pan William szybko do nas podszedł i przywitał.
- Bardzo miło mi Ciebie poznać Lessli. - powiedział to tak szczerze, że aż się zaczerwieniłam.
- Mi Pana również - odparłam.
Mężczyzna zaprosił nas abyśmy usiedli, więc to zrobiliśmy.
Potem zaczął mówić o tym jak powstała jego organizacja, jak wiele serca w nią włożył, aż w końcu zakończył na tym, że "we mnie ostatnia nadzieja".
Nie powiem - było mi baaardzo miło.
Potem wraz z Ianem udaliśmy się w stronę pomieszczenia w którym mamy dokonać "transakcji" itd.
Gadaliśmy bardzo długo, co rusz przybywało więcej osób, które byłyby wmieszane w to wszystko.
Poznałam nawet moją przyszłą agentkę - Alex, która jest na prawdę baaardzo sympatyczną osobą i myślę że świetnie byśmy się dogadywały. Ma bardzo poukładane w głowie, ma takt oraz najważniejsze - jest młoda, a to oznacza że na dużo by mi pozwalała.
Teraz wszyscy czekali na jedną, małą odpowiedź z mojej strony, która brzmiałaby "tak". Nie muszę mówić że wielką presję na mnie wywoływali, ale od razu się zgodziłam. Jak mogłam nie przyjąć mojej życiowej szansy?!
Podpisałam z Nimi kontrakt. Kontrakt na trzy lata. Wszyscy zaczęli mi gratulować dobrze podjętej decyzji, wylewnie witać mnie w "swojej załodze", a Ian i Alex powiedzieli że musimy to uczcić.
No więc tak zrobiliśmy... :)
20 komentarzy - ciag dalszy :))