niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział III

 W końcu dojechaliśmy. Zapłaciłam domagającemu się taksówkarzowi o przynależne mu pieniądze i wysiadłam z wozu. Byłam bardzo podenerwowana.
Właśnie w tym budynku miała się zmienić moja przyszłość, a przeszłość odejść w siną dal i zostać zapomniana. Wszystko mogło (miało) się zmienić.
 Wypuściłam głośno powietrze z płuc tak, jakbym miała tym samym wypuścić moje zdenerwowanie i ruszyłam na przód.
Z budynku wychodzili pojedynczy ludzie, w poważnych strojach, często z kimś rozmawiając przez telefon.
 Wchodząc do środka uśmiechnęłam się nieśmiało do jednego z ochroniarzy, którzy zapewne pilnował tutaj porządku i skierowałam się w stronę długiego blatu, który przypominał recepcję, ale Nim w rzeczywistości nie był. Po drugiej stronie blatu siedziała na obrotowym krześle kobieta, na oko o kilka lat starsza ode mnie. Miała długie i proste blond włosy, sięgające jej do pasa. Na nosie miała okulary, a ubrana była w niebieską, aksamitną koszulę, oraz, niech no ja się przyjrzę... czarną spódnicę.
  - W czym mogę pomóc? - usłyszałam jej głos blisko mnie, równie aksamitny jak jej koszula i się zlękłam.    Wyraz twarzy miała oziębły i przeszywał mnie na wylot. Czułam się jakbym jej coś kiedyś zrobiła.
  - Przepraszam. - od razu się zreflektowałam i przybrałam skarcony wyraz twarzy. - Zostałam tu wezwana przez Pana... Iana Hermswotha na godzinę 18:00 punkt. - wydukałam, a kobieta, jakby od niechcenia zabrała się do sprawdzania tego na swoim komputerze. Po chwili wstała z krzesła i spojrzała na mnie bardzo wymownie.
  - Zgadza się, godzina 18:00. - potwierdziła, a ja w duchu bardzo się cieszyłam, że nie będę musiała z nią tutaj dłużej "siedzieć". Ta kobieta mnie przerażała, na prawdę. - Ale jeszcze tej godziny nie ma, proszę poczekać tutaj w holu. Zawołam... Panią, gdy będzie właściwa pora. - dodała. Mogłam przysiąc że zrobiła to specjalnie. O co chodzi tej kobiecie?
 Nie zbyt zadowolona z obsługi, usiadłam gdzieś na końcu holu, uciekając tym samym od zabójczych spojrzeń Melissy - bo tak miała na imię. A wiedziałam to z tego, że zanim odeszłam zerknęłam na plakietkę zawieszoną na jej lewej piersi. Nie chcę być niemiła ale pierwsze co mi się skojarzyło z jej imieniem to - herbatka na uspokojenie (chociaż niepotrzebne jest to jedno "s"). Myślę że ta baba powinna zażyć kilka takich herbatek... bo hormony w Niej mocno buzują.
  - Lessli! - usłyszałam swoje imię, nawoływane gdzieś z końca korytarza. Spojrzałam w tamtą stronę. Machał do mnie dosyć wysoki mężczyzna, dobrze ubrany. Miał ciemne włosy i ciemną karnację.
 Niepewnie wstałam z kanapy (w zasadzie to bardzo niewygodnej) i podeszłam do tego gościa.
  - Ian Hermswoth, bardzo miło mi Ciebie poznać - wyciągnął w moim kierunku swoją dużą dłoń, pokazując przy tym cały rząd swoich śnieżnobiałych zębów, które były zadziwiająco równe...
Uścisnęłam jego dłoń, przypominając sobie że za długo z tym zwlekam.
  - Mi też bardzo miło Pana poznać - powiedziałam, nieśmiało się uśmiechając.
  - Jakiego tam Pana? Mów mi po prostu Ian - "grzecznie mnie skarcił" - Pewnie już poznałaś Melissę - wskazał na gburowatą łajzę, śliniącą się na sam jego widok. Kiwnęłam głową. - Mam nadzieję że się polubiłyście - puścił w moim kierunku oczko. Już chciałam zaprzeczyć, ale ugryzłam się w język. Nie chciałam przyjąć wrażenie niemiłej osoby.
 Ian ruszył w stronę wind, więc potruchtałam za Nim.
  - Nawet nie wiesz jak bardzo cieszymy się z tego, że przyjęłaś nasze "zaproszenie" i zjawiłaś się dzisiaj tutaj. - wsiedliśmy do windy, a mężczyzna kliknął przycisk z cyfrą "6".
  A potem gadał i gadał...
...i Gadał...
... i jeszcze dalej gadał...
... i gadał tak, aż do momentu w którym nie wysiedliśmy z zatłoczonej już windy.
  - Najpierw muszę Cię przedstawić głowie naszej organizacji, czyli Panu Williamowi Scootowi. - puścił mnie pierwszą przez wielkie, mahoniowe drzwi, zapewne prowadzące do biura Pana Williama Scoota. Jednak nie.
Kolejne drzwi za Nami i w końcu znaleźliśmy się w jego gabinecie. Mężczyzna był trochę szpakowaty, siedział przy biurku i rozmawiał przez telefon. Ubrany był w granatowy garnitur. Jak na moje oko to bardzo drogi.
 Kiedy nas zobaczył od razu zakończył rozmowę telefoniczną mówiąc że "oddzwoni później".
Ian stał obok mnie.
Pan William szybko do nas podszedł i przywitał.
  - Bardzo miło mi Ciebie poznać Lessli. - powiedział to tak szczerze, że aż się zaczerwieniłam.
  - Mi Pana również - odparłam.
 Mężczyzna zaprosił nas abyśmy usiedli, więc to zrobiliśmy.
Potem zaczął mówić o tym jak powstała jego organizacja, jak wiele serca w nią włożył, aż w końcu zakończył na tym, że "we mnie ostatnia nadzieja".
 Nie powiem - było mi baaardzo miło.
Potem wraz z Ianem udaliśmy się w stronę pomieszczenia w którym mamy dokonać "transakcji" itd.
 Gadaliśmy bardzo długo, co rusz przybywało więcej osób, które byłyby wmieszane w to wszystko.
Poznałam nawet moją przyszłą agentkę - Alex, która jest na prawdę baaardzo sympatyczną osobą i myślę że świetnie byśmy się dogadywały. Ma bardzo poukładane w głowie, ma takt oraz najważniejsze - jest młoda, a to oznacza że na dużo by mi pozwalała.
 Teraz wszyscy czekali na jedną, małą odpowiedź z mojej strony, która brzmiałaby "tak". Nie muszę mówić że wielką presję na mnie wywoływali, ale od razu się zgodziłam. Jak mogłam nie przyjąć mojej życiowej szansy?!
Podpisałam z Nimi kontrakt. Kontrakt na trzy lata. Wszyscy zaczęli mi gratulować dobrze podjętej decyzji, wylewnie witać mnie w "swojej załodze", a Ian i Alex powiedzieli że musimy to uczcić.
No więc tak zrobiliśmy... :)


______________________________________________________________
20 komentarzy  - ciag dalszy :))

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział II

  Wróciwszy na piechotę do mojego domu, prosto ze szkoły, od razu udałam się na górę, do swojego pokoju.
Od samego rana byłam baaaaardzo podekscytowana a jednocześnie zdenerwowana że nie mogłam wcześniej zobaczyć ile przybyło mi wyświetleń pod moim ostatnim coverem, z którego wprawdzie byłam najbardziej dumna. Dlaczego? A dlatego, że tym razem odważyłam się zaśpiewać piosenkę z repertuaru jednego z moich ulubionych zespołów.
 Wpadając do domu jak burza, wystraszyłam mamę (wywnioskowałam to z jej głośnych krzyków przerażenia pod moim adresem), gdzie kątem oka zobaczyłam że rozpakowuje zakupy.
Przeprosiłam ją i wbiegłam na górę, ściągając buty przed samym pokojem.
 Cisnęłam moim plecakiem na łóżko, tak że ten spadł z głośnym hukiem na panele.
Usiadłam na obrotowym krześle i odpaliłam mojego sędziwego kompa, który jak na złość miał dzisiaj humorki i wolnooo się włączał. A może to ja jestem teraz taka przewrażliwiona? Możliwe, w końcu moje nerwy doszły do zenitu. Jeszcze chyba nigdy się tak nie denerwowałam.
W końcu na ekranie za widniała moja ukochana tapeta, która była przestrogą dla mojej mamy, która, jak chyba wszystkie mamy, lubiła krzątać się wokół włączonego komputera, chociaż wie, że jeśli jest włączony, to nie skończyłam przy Nim pracować. Raz doszło do tego że wyłączyła mi cały system, a ja już nie mogłam odzyskać tego, co już miałam.
Kliknęłam na ikonkę przeglądarki, następnie wpisałam youtube.com i czekałam aż mnie przekieruję na właściwą stronę. W mojej głowie kłębiło się wiele myśli.
 Chciałam żeby te, które były najmniej prawdopodobne, tym razem okazały się trafne.
JEST! W końcu się załadowało. Kliknęłam na swój kanał i wybrałam odpowiednią piosenkę.
Przewinęłam stronę trochę na dół, napięcie rosło
i...
DUPA
Liczba wyświetleń nic a nic się nie zmieniła. Cały czas było marne 3.000, a jestem pewna że połowę z tego nabiłam sama ja...
Zrezygnowana do granic możliwości, weszłam na Twitter'a. Moje interakcje umarły.
Nie było nic ciekawego także przekierowałam się na moją pocztę. Wpisałam login i hasło i przeglądałam wiadomości, które w większości były SPAMem. Jednak coś przykuło moją uwagę...
Wiadomość było do Iana Hermswotha. Nazwisko niby nieznane, ale byłam ciekawa o co się rozchodzi.
Oniemiałam.
                   "Witaj Lessli!
                    Wraz z całą SYCO jesteśmy bardzo zainteresowani współpracą z Tobą.
                    Zaintrygowałaś nas swoim głosem, barwą dźwięku oraz skromnością.
                    Jeśli jesteś zainteresowana bardzo prosimy abyś zgłosiła się do nas jutro ok. 18:00                               (wiemy, że chodzisz do szkoły) w centralnym budynku Naszej organizacji, który znajduje                       się na ul. Branderwooda 30.
                    Czekamy! :)


                    Ian Hermswoth i cała spółka SYCO Music."

 Czytając tego mail'a z każdym nowym słowem rosła moja radość, oraz intryga.
JA?! Ja nędzna Lessli Hall mam zjawić się jutro w budynku SYCO Music?! Najpewniej po to, abym podpisała z Nimi kontrakt?! NIE WIERZĘ... To nie może być prawda.
Lessli to pewnie głupi sen, obudź się no... czym prędzej się obudzisz, tym mniejszy będzie smutek tego, że to na prawdę się nie zdarzyło.
Szczypię się, szczypię się i nic. To nie może być prawda... Dlaczego ja? Nie żebym nie chciała ale... to nie do wiary. Matko Boska... jaka ja jestem gorąca i spocona.
  Muszę powiedzieć o tym mamie czym prędzej! NIE UWIERZY! Cha cha cha... ja też nie wierzę ale... muszę jej to powiedzieć.
  - MAMO! - wydarłam się na cały głos, zeskakując z fotela tak, że o mało co się z Niego nie zwaliłam.
W głowie kołatało mi się miliard myśli. A makówka zaczęła mnie boleć od tego wszystkiego. Od tej informacji...
Zbiegłam po schodach na dół, dając upust moim emocjom. Mama siedziała w salonie i oglądała jakiegoś brazyliana w TV. Jak co wieczór. Miała nudniejsze życie ode mnie, ale myślę że lepsze. W końcu nikt się nad nią nie pastwił.
Przed oczyma zobaczyłam wizję lepszej przyszłości, mojej przyszłości, przyszłości mamy... Może już wkrótce miało się zmienić? NA LEPSZE? Znowu dopuściłam myśl że to musi być sen.
  - Tak Lessli? Chciałaś mi coś powiedzieć? - usłyszałam melancholijny głos mojej mamy, siedzącej w środku salonu, na kanapie.
  - Nie uwierzysz... - zaczęłam bardzo podekscytowana, podchodząc coraz bliżej niej.
  - Chcesz znowu mi powiedzieć o tym że Twoja kariera w końcu nabierze realizmu? - powiedziała to z takim znudzeniem, że aż zrobiło mi się przykro. Zawsze nie wierzyła w moje marzenia. Poczułam się, jakby mnie spoliczkowała. - Heej, Kochanie. Nie chciałam Cię urazić, po prostu... - ucięła, zastanawiając się, jak to porządnie obrać w słowa, żebym znowu nie poczuła się źle. - po prostu tyle razy już to słyszałam że przestałam w to wierzyć... - uśmiechnęła się zdawkowo, próbując wybrnąć z sytuacji, ale tylko pogarszała sprawę.
 Spojrzałam na nią.
  - Chciałam się tylko z Tobą podzielić moim szczęściem... - wychlipiałam marnie.
Na twarzy kobiety pojawiło się zdziwienie. Fakt, dawno takich słów ode mnie nie słyszała, tym bardziej od tego czasu, kiedy poszłam do szkoły.
  - Szczęściem? - powtórzyła, myśląc że źle usłyszała.
 Pokiwałam głową i westchnęłam.
  - Dostałam maila, w którym pisało żebym jutro zjawiła się w budynku organizacji SYCO. - wyraz twarzy kobiety zmieniał się z kolejnym słowem. Była wstrząśnięta, nie dowierzała w to co mówię, ale jednocześnie była... szczęśliwa? - Napisali że są bardzo zainteresowani współpracą ze mną. - zakończyłam i spojrzałam na rodzicielkę bardzo wymownie. Czekałam na kolejny wybuch śmiechu, który tak bardzo mnie kiedyś ranił,  za każdym razem co jej powiedziałam o moich marzeniach związanych z muzyką, ale doczekałam się czegoś odwrotnego.
 Kobieta była w wielkim szoku, oparła się wolno o oparcie kanapy i przetwarzała powoli w głowie to, co jej przed chwilą powiedziałam. W końcu na mnie spojrzała, z pytaniem wymalowanym na twarzy, który wołał "NA PRAWDĘ?!". Pokiwałam więc znowu głową. Lilianne, zaprosiła mnie gestem ręki na siedzenie obok Niej, więc usiadłam. Kiedy zdjęła dłonie ze swojej twarzy dostrzec mogłam że zbiera jej się na płacz. Płacz smutku? Nie, nie miałaby z czego płakać. Płacz radości? To zupełnie nie w jej stylu. A może jej tak dobrze nie znałam, jak mi się wydawało? W każdym bądź razie - płakała.
Potem nastąpiła rzecz, na którą nigdy bym się nie spodziewała. Moja mama przygarnęła mnie do siebie, do własnej, matczynej piersi, tak jak robią to inne matki, przytulając swoje małe dzieci, aby pokazać im jak je kochają, jakie mają w nich wsparcie. I szepnęła słowa, których nigdy nie zapomnę:
  - Zawsze w Ciebie wierzyłam Lessli. Zawsze. Nawet wtedy kiedy sobie z Ciebie żartowałam. Zawsze wierzyłam w to, że Twoje marzenia się spełnią...
 A ja? Rozbeczałam się do granic możliwości. Teraz razem płakałyśmy. Ja - dlatego że po raz pierwszy, odkąd tata od nas odszedł, doznałam matczynej miłości, a mama - dlatego że cieszyła się z mojego szczęścia. Nie do wiary? A jednak...

***

  - Lessli musisz już się zbierać! Taksówka już czeka!
 Taksówka? Jaka taksówka?
Założywszy moje najlepsze spodnie, naszym, dziewczęcym sposobem, czyli: jedna nogawka - skakanie z podciąganiem, druga nogawka - tak samo, oraz punkt kulminacyjny - skakanie z podciąganiem, kilka obrotów, wciąganie brzucha i zapinanie się, przeszłam do zakładania butów. Jeszce raz przejrzałam się w lustrze, czy aby na pewno wszystko jest na właściwym miejscu, założyłam kolczyki, wzięłam swoją podręczną torebkę i zeszłam czym prędzej na dół, gdzie stała cała rozgorączkowana mama.
Obejrzała mnie od stóp do głów i powiedziała że jest ok.
  - Będzie dobrze... - powiedziała to, bardziej do siebie, niż do mnie, a ja kiwnęłam głową.
Wyszłam na zewnątrz i pognałam w stronę czekającej już na mnie taksówki. Być może już dzisiaj moje życie miało się zmienić. Ale tylko na lepsze.

______________________________________________________
CZEŚĆ! To znowu ja hihi. A kogo innego mielibyście się spodziewać co nie? ;)
No więc, w tym rozdziale chciałam Wam przekazać wstęp do kulminacyjnego początku nowego życia Lessli. Nie wiem czy mi się to udało, sami ocenicie.
20 komentarzy = ciąg dalszy
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)
Mam nadzieje że rozdział jest OK. Powiedzcie co było najfajniejsze! 




















wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział I

  Siedziałam właśnie w ciemnym pokoju, na zimnym parapecie mojego okna, owinięta w mój ulubiony, czerwony koc, który dostałam kiedyś od taty. Popijając mozolnie gorącą czekoladę, którą przed sekundą zrobiła mi moja mama, jednocześnie patrzyłam w dal, gdzie na niebie, pomykało kilkadziesiąt zapalonych lampionów.
Dzisiaj, jak zresztą co roku była bardzo znana na całym świecie, no może przesadziłam; w całej Brytanii - Noc lampionów. A ja, jak co roku, siedziałam w tym samym miejscu i patrzyłam na to cudowne zjawisko.
Przekręciwszy się przodem do okna, aby mieć lepszy punkt widzenia, o mało co nie spadłam z wąskiego parapetu, zapominając że właśnie na Nim siedzę. Owinęłam się szczelniej kocem i siorbnęłam gorącym napojem.
Zawsze kiedy patrzę na te tajemnicze lampki, marzę o niestworzonych rzeczach, chociaż wiem że nigdy nie będą miały miejsca.
Jak każda nastolatka mam wiele marzeń, które często przekształcają się w inne, potem te w jeszcze inne, tamte jeszcze w "inniejsze" i tak w kółko. Jednak zawsze mam w zanadrzu jedno marzenie, które nigdy się nie zmieniło. Odkąd pamiętam, odkąd moja pamięć sięga, marzyłam o tym, aby kiedyś zostać zauważona. Chciałam po prostu przestać być powietrzem. Przestać być kimś, kogo trzeba omijać. Przestać być kimś, tak nudnym, tak godnym pominięcia. Uważałam (i nadal uważam) że to byłoby coś tak niewyobrażalnie nieosiągalnego, że nawet czasami nawet w to przestaję wierzyć. Jeszcze nigdy dotąd, znane nam lampki nie spełniły nigdy ani jednego mojego małego życzenia, a już na pewno tego najważniejszego.
Ale nadal wierzę, nadal za każdym razem wymawiam w myślach to jedno życzenie i czekam, czekam na ten cud... Bo w cuda wierzę.
  Właśnie w tym momencie skończyła się moja ulubiona czekolada i zmuszona byłam odłożyć jeszcze gorący kubek na bok, nie mając już chwili rozkoszy, czerpiącej z popijania gorącego napoju, który teraz rozgrzewał mnie od środka i dawał przyjemny dreszczyk ciepła.
- No nic, powinnam chyba kłaść się już do łóżka. W końcu jutro kolejny dzień szkoły, w której jestem skazana na kolejną dozę drwin... - mruknęłam sama do siebie, chociaż w pokoju nie było ani jednej żywej duszy, oprócz mnie. Muszę przyznać że miałam to w zwyczaju.
W pokoju przesiadywałam większość mojego czasu. Jest mi jak azyl, w którym czuje się bezpieczna i co najważniejsze; sobą. Jako iż mama, od czasu kiedy tata się od nas wyprowadził, zabrał również naszego ukochanego kota o imieniu Destiny, którego kochała ponad życie, ale formalnie był jego, zakazała nowego zwierzaka. Byłam więc, zmuszona na samotność. No... Jedynym wyjściem pozostawało gadanie do siebie.
  Zsunąwszy się dosyć zgrabnie z parapetu razem z moim kocem, rzuciłam się na oślep, równie bardzo zmęczona co i dziwna, na moje ukochane łóżko, które teraz było przyjemnie chłodne.
- Dobranoc Lessli - powiedziałam sama do siebie, po czym uśmiechnęłam się zdawkowo, marząc o tym, ze kiedyś będę miała taką osobę, która będzie mnie w tym wyręczała.
Zapomniawszy na koniec sprawdzić wyświetleń pod moim ostatnim coverem na YouTubie, szybko zasnęłam, śniąc o równie szalonych rzeczach co moje marzenia.

___________________________________________________

Cześć! W końcu dodałam pierwszy, króciutki rozdział, trochę wprowadzający do życia głównej bohaterki.
Muszę Wam zdradzić że wcale trudno nie było go napisać, a to ze względu na moją jakże figlarną wenę, która tym razem pojawiła się w jak najbardziej trafnym momencie i na jednym wydechu mogłam to wszystko napisać. TAKŻE YAAY! 
Mam nadzieję że sprostam Waszym czytelniczym wymaganiom i nie będziecie się nudzić, odkrywając coraz to nowsze fakty, sytuacje z życia Lesslie.  
Nie wiem co jeszcze napisać, więc teraz wszystko zależy od Was... Od tego jak szybko napiszecie te 20 komentarzy pod rozdziałem. Może wysoka poprzeczka, ale dużo Was czyta i wchodzi na mojego bloga, wiec myślę że dacie radę ;) 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Pewnie znana Wam zasada :) 
No więc... ten tego... ENJOY! HOPE YOU LIKE IT ♥

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Prolog

  Zadziwi Was fakt, że nie jestem jakaś wyjątkowo piękna. Wyglądam jak zwykła, niewyróżniająca się w tłumie nastolatka w tym wieku; średniego wzrostu, średniej wagi, średniego wyglądu.
Chłopcy wcale do mnie nie zagadują na każdej z przerw w szkole, jestem omijana wielkim łukiem, bo uchodzę powszechnie za dziwaczkę, oraz wielką kujonkę.
Nie należę do najlepszej elity w szkole, w której skład wchodzą cheerlederki, piłkarze, szkolni przystojniacy i wyszpachlowane laski, które na każdym kroku muszą pokazać czym Bóg je wynagrodził.
Może dlatego, że noszę okulary, ponieważ mam wadę wzroku, nie mam markowych ciuchów, ubieram się tak, jak powinna ubierać się wzorowa uczennica, oraz mam nienaganne stopnie?
Tak, myślę że to właśnie o to chodzi.
  Jeśli nie masz zapewnionych powyższych luksusów, jesteś nikim. Nie istniejesz, a właściwie to istniejesz ale w najgorszym stopniu tego słowa.
Zawsze znajdzie się temat do drwin, śmiechów na mój temat. Właściwie to już się do tego przyzwyczaiłam. Straciłam nadzieję na... lepsze jutro. Zawsze będzie tak samo, zawsze będą tą kujonką, która nie wychodzi na różne, wielkie imprezy organizowane bez powodów, na które chodzą sami popularni ludzie ze szkoły.
  Zawsze będę tą szarą, brzydką Lessli, która na każdej przerwie siedzi gdzieś na uboczu i podśpiewuje swoje ulubione piosenki, z malutką nadzieją, która siedzi gdzieś w niej, głęboko zakopana, że kiedyś spełni swoje największe marzenie. Aby ktoś w końcu ją zauważył.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Bohaterowie

Lessli

Imię i nazwisko: Lessli Hall
Data urodzenia: 26 Czerwca  1996r.
Wzrost: 1.73 cm. 
Rodzeństwo: -
Mama: Lilianne Thompson
Tata: James Hall (rozwiedli się)
Zainteresowania: Śpiew, moda, sztuka.
Przyjaciele: -
O bohaterce:
Lessli jest typem kujonki, więc jest szkolnym pośmiewiskiem. Na każdym kroku można dostrzeć kpiny skierowane w jej stronę. Nie ma przyjaciół. Uwielbia śpiewać, ale nawet mamie się do tego nie przyznaję, bo wie, że tak jak wszyscy ją wyśmieje. Nigdy w nią nie wierzyła, a gdy Les mówiła jej o swoich marzeniach, nie wierzyła że jej córka może być tak naiwna. Mimo to, Lilianne kocha swoją córkę, ze wzajemnością.

Harry


Harry Styles, należy to brytyjsko - irlandzkiego zespołu One Direction, ze światową popularnością.
Babiarz i łamacz damskich serc. Jest bi. Lubi imprezować.

Zayn

Zayn Malik, należy to brytyjsko - irlandzkiego zespołu One Direction, ze światową popularnością. Ma status typowego badboya i iprezowicza ale tak na prawdę jest chłopakiem z wielkim sercem i czułością. Zrobiłby wszystko dla swojej dziewczyny Perrie Edwards, należącej do zespołu Little Mix.

Niall

Niall Horan, należy to brytyjsko - irlandzkiego zespołu One Direction, ze światową popularnością.
Jest bardzo sympatycznym chłopakiem z poczuciem humoru i dobrym sercem. Uwielbia jeść, uważa że prez żołądek, do serca :)

Louis
Louis Tomlinson, należy to brytyjsko - irlandzkiego zespołu One Direction, ze światową popularnością.
Najstarszy ale też i najzabawniejszy członek zespołu. Uwielbia rozśmieszać, uważa że śmiech to podstawa. 
Trzoszczy sie o swojego najlepszego przyjaciele Harry'ego jak o młodszego brata. 
Jest w związku z Eleanor Calder. 

Liam
Liam Payne, należy to brytyjsko - irlandzkiego zespołu One Direction, ze światową popularnością.
Chłopak o największym sercu na śiecie, mega uczuciowy, troskliwy i kochany. Oddałby życie za swoich fanów, rodzinę i swoją ukochaną Danielle Peazer.

Sean
Sean Lemon, gitarzysta brytyjskiego zespołu ROOM 94.
Chłopak który jest nieco szalony, bystry i opiekuńczy. Uwielbia spać. 

Dean
Dean Lemon, perkusista brytyjskiego zespołu ROOM 94. 
Jest najmłodszy z czwórki swoich braci. Uwielbia swojego kota Duke'a. 
Lubi przebywać w towarzystwie zabawnych i pewnych siebie dziewczyn. 
Mówi, że gdyby miał dziewczynę traktowałby ją jak księżniczkę.

Kieran
Kieran Lemon, wokalista brytyjskiego zespołu ROOM 94. 
Jest zabawny, pełen energii i głośny. Uwielbia imprezować i dobrze się bawić. 

Kit
Kit Tanton, basista zespołu ROOM 94. 
Jest typem cichego, troskliwego i życzliwego chłopaka. Jest raczej nieśmiały, ale to się zmienia na imprezach, na które uwielbia chodzić ze swoimi przybranymi braćmi z bandu.

I INNI...